Karolina Bielawska

Dryf

prace   /   teksty   /   bio  /   wernisaż

Dryf jest postmalarskim utworem wizualnym, zakomponowanym przez Karolinę Bielawską w czasie i przestrzeni. Przestrzeń jest dana: to wnętrze Wizytującej galerii. Czas odmierza odbiorca, wędrując przez wystawę. Składają się na nią interwencje w architekturę oraz artefakty – obrazy, postmalarskie obiekty – ale Dryf jest pomyślany nie tyle jako pokaz prac, ile sekwencja zainscenizowanych przez artystkę wizualnych zdarzeń. Prace zatem nie tyle są eksponowane, ile wydarzają się w galerii; modelują zarówno przestrzeń jak i doświadczenie widza. Nie da się tej wystawy zobaczyć, jednocześnie w niej nie uczestnicząc.

Od czasu świetnie przyjętego dyplomu Gedenken z 2015 roku, Karolina Bielawska intensywnie eksperymentuje z malarstwem przekraczającym ramy autonomicznego obrazu. Prace składające się na projekt Gedenken były figuratywne i pomyślane jako kompozycja site-specyfic, której ostateczny kształt powstawał w dialogu z przestrzenią wystawienniczą. Artystka pokazywała to przedsięwzięcie w trzech różnych miejscach; w postindustrialnym Domu Słowa Polskiego, w neomodernistycznym, korporacyjnym biurowcu Spektrum Tower oraz w historycznych wnętrzach Heiligenkreuzer Hof w Wiedniu. Każda z tych przestrzeni stanowiła innego rodzaju „ramę” dla obrazów Bielawskiej i każda w inny sposób wpływała na dramaturgię całego przedsięwzięcia. To zaś miało raczej postmalarską, niż klasycznie malarską naturę; przedstawienia postaci z Gedenken nie zostały namalowane lecz wyklejone z folii samoprzylepnej. W Gedenken Bielawska przekraczała zarówno tradycyjne formaty, jak i techniki malarskie, nie zrywała jednak relacji swoich prac z malarstwem jako zbiorem specyficznych wizualnych jakości. Nie zrywa tej relacji również w Dryfie, choć tym razem zupełnie rezygnuje z figuracji na rzecz form nieprzedstawiających. Prace z Dryfu, niezależnie, czy są obrazami na płótnach czy postmalarskimi obiektami, nie zostały obliczone na obrazowanie rzeczy i zdarzeń; same są rzeczami i zdarzeniami, bohaterami swojej własnej narracji, którą opowiadają materią, kolorem, kształtem i skalą.

Pojęcie dryfu, który Bielawska przywołuje w tytule wystawy, zaczerpnięte jest z nomenklatury żeglarskiej. Dryf to żegluga poza kontrolą żeglarza; jej kurs wyznaczają siły natury, popychające statek wiatry i niosące go prądy morskie. Z kolei do rezerwuaru pojęć artystycznych dryf wprowadził Guy Debord. W Théorie de la dérive (Teorii dryfu) z 1956 roku ustanawiał go jako awangardową i rewolucyjną strategię doświadczania przestrzeni, szczególnie miejskiej. Debordowskie dérive było podstawą sytuacjonistycznej psychogeografii. Praktycy tego szczególnego rodzaju dryfu, jawili się jako zaktualizowane i zradykalizowane wcielenia XIX-wiecznych flanuerów (a także, w pewnym sensie parkourwoców – avant la lettre). Debord opisywał dérive jako eksperymentalne zachowanie, poruszanie się w przestrzeni w poprzek konwencjonalnych celów, dróg, porządków i ścieżek; należało przy tym być szczególnie wyczulonym na temperaturę emocjonalną otoczenia i jego subiektywny odbiór.

Wspólnym mianownikiem dryfu żeglarskiego i sytuacjonistycznego jest moment utraty kontroli. Ten, kto dryfuje nie zmierza do uprzednio wytyczonego celu, rozmaite siły popychają go w nieznane. Dryf  Bielawskiej można opisać jako doświadczenie malarskie, które rozgrywa się poza kontrolą konwencjonalnych form malarskich. Jest sekwencją zdarzeń, które są ze sobą wzajemnie powiązane, ale rozwijają się w nieprzewidywalnym kierunku.

Zasada dryfu, która organizuje odbiór wystawy, rządziła także procesem jej powstawania. Ten proces nie był ani typowym aranżowaniem prac w galerii, ani klasycznym tworzeniem realizacji site-specyfic; w grę wchodziło tu inna, bardziej „sytuacjonistyczna” procedura. Rozpoczynając tworzenie wystawy, Bielawska przyniosła do galerii kilka gotowych prac – między innymi niefiguratywne obrazy z cyklu Pyły. Powieszenie obrazu podpowiedziało następne posunięcie. W otwierającym galerię pomieszczeniu pojawia się ściana, która zdaje się nie dotykać ani podłogi ani sufitu i wychyla się od osi równowagi – tak jakby zastygła na moment przed upadkiem, ten jednak nigdy nie następuje. Znajdując się w stanie delikatnej nierównowagi, ściana sprawia, że należy przekrzywić powieszony uprzednio obraz. Konsekwencją jego obecności jest stłuczona szyba. I tak dalej; to dopiero początek łańcucha zdarzeń. Prace prowokują kolejne subtelne interwencje w architekturę galerii, zmodyfikowana architektura redefiniuje pozycję i rolę, którą odegrają prace – również te, które artystka stworzyła na miejscu, w trakcie budowania wystawy, w reakcji na tropy podsuwane przez toczący się proces. Tak jakby autorka dryfowała, niesiona już nie przez swoje z góry powzięte zamiary lecz przez żywioły formy i sytuacji, które sama rozpętała i którym pozwoliła się wymknąć spod kontroli. Uczestniczenie w tej wystawie, jest jak odtwarzanie szlaku dryfu Bielawskiej, przy czym tym razem w roli reprezentantów sił, które zabierają widza w nieznane, występują intuicje i prace artystki.

Utrata kontroli ma wymiar wyzwolenia od przewidywalności, jak i wystawienia się na ryzyko. Dialektyka dryfu, który prowadzić może ku szansom i jednocześnie zagrożeniom, odbija się w kolejnych sekwencjach wystawy. W części otwierającej ekspozycję nieznane, ku któremu dryfujemy, przybiera formy pełne światła i entuzjazmu. W części drugiej, do której wchodzimy po przekroczeniu symbolicznego progu, nieznane odkrywa swoje bardziej mroczne i tajemnicze oblicze. W części trzeciej „lekką” wizualność z początku wystawy, zastępują monumentalne, opresyjne prace, których forma, skala, materia i geometria odnoszą się, jak mówi artystka, do doświadczenia dyskomfortu.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Pyłów. Na każdym z nich inna para barw spotyka się na płaszczyźnie usiłując ustalić równowagę we wzajemnym przenikaniu się; błękit i czerwień, fiolet i żółty, zieleń i róż. Oglądane z dystansu, mogą się kojarzyć z op-artem w duchu Fangora. Studiowane z bliska, przenikające się gradientowo barwy okazują się pyłem naniesionym na płótno emalią do drewna i metalu oraz sprejem. Pyły w równym stopniu przywołują skojarzenia z elementami natury, co z przemysłową sztucznością. W kolejnych pracach z Dryfu artystka będzie szukać malarskich jakości poza malarskimi technikami. Rozbite szkło, w którym odbiją się fragmenty wystawy. Tafla żywicy epoksydowej wymieszanej z wodą i pigmentami oraz światło, które sączy się przez tę półprzeźroczystą, przypominająca zastygłe morze materię. Proste, monumentalne formy malowane lepikiem asfaltowym na płytach gipsowo-kartonowych, pianki poliuretanowe; oglądamy materiały budowlane i tworzywa sztuczne, ale wciąż czytamy je jak malarstwo. Paradoksalnie fakt, że te tworzywa nie są uwikłane w malarskie tradycje, czyni je bardziej malarsko widzialnymi; konwencja nie przesłania tego, co widać; a to, co sztuczne, przemysłowe i technologiczne, nie jest przecież niczym innym, jak tylko nową naturą. Dryfujemy w stronę świata post-naturalnego, w którym podział na przyrodę i to, co sztuczne wydaje się anachronizmem. Podobnie jest z postmalarstwem Karoliny Bielawskiej, w którym zaciera się podział na architekturę i wystawione w niej obrazy, na obrazy i przedmioty, na przedmioty i ich materię, na materię i doświadczenie widza.

Stach Szabłowski