|
DADAskalia
Obrazy na marginesie
Kiedyś, podczas rozmowy ze znanym malarzem o współczesnej kulturze, na pytanie o konkretny spektakl, usłyszałam w tonie przerażenia i zdziwienia: „Teatr? W życiu, nie chodzę!”. Zacznijmy od marginesów. Tekst niewypowiedziany, pozornie nieobecny w spektaklu teatralnym, podpowiada kierunek interpretacji sztuki, sugeruje szczegóły przedmiotów i gry aktorskich spojrzeń – didaskalia, uwagi na marginesie, zapiski, wskazówki autora. Można z nich tak samo skorzystać jak je pominąć. Jednak zostaną gdzieś w „pomiędzy” – nawet jeśli jako forma nieobecności czy świadomej rezygnacji. A gdyby tak stworzyć zapiski widza o teatrze czy dokładniej o spektaklu? Uwagi na skrawkach papieru, minimalne komentarze – czy tym są właśnie DADAskalia?
Przenieśmy się na chwilę do czasów działalności kabaretu, kiedy odnalezione w słowniku słowo dada – kwintesencja naiwności i radości – staje się nazwą twórczego kolektywu. Na scenie wykonywano wówczas na żywo eksperymentalne formy łączące motywy literackie, muzyczne czy poetyckie. Co do tych ostatnich; poezja nabrała nowego kształtu, jej symultaniczne czytanie pozwoliło wydobyć zaskakujące treści i nadać pracy należytą ekspresję. „Wersy bez słów” wyrażały pragnienie rezygnacji z wyeksploatowanego języka, mówiły o potrzebie sięgnięcia do najtajniejszej alchemii słowa. Zresztą ta najtańsza alchemia z powodzeniem przeniosła się w dadaizmie na używane materiały; Hugo Ball aby wypowiedzieć O Gadji Beri Bimba stawił się na scenie w słynnym kostiumie z kartonu. W dadaistycznych gestach zawierała się tak naiwność, zabawa jak i sprzeciw wobec zastanych środków wyrazu, potrzeba poszukiwania, komentarz do otaczającej rzeczywistości. A rzeczywistość, a ściślej życie – jak głosił manifest dadaistyczny – przedstawiało się jako równoczesna plątanina dźwięków, barw i rytmów duchowych, którą z dnia powszedniego i w całym brutalnym realizmie wiernie przejmuje sztuka ze wszystkimi sensacyjnymi wybuchami. Jeśli tworzy się w sytuacji, kiedy cały dotychczasowy porządek się rozpada, nie można używać solidnych materiałów – zostają fragmenty, strzępki, tymczasowe rozwiązania. Ta bylejakość materii, trochę przypominała arte povera, chociaż bardziej starała się zachować śmiech, niż krytykować instytucje czy aspekty formalne. Skoro mowa już o fragmentach, to też o zauważeniu przypadku; kiedy Hans Arp niezadowolony ze swojej długiej pracy podarł ostatecznie fragment kartonu na strzępy, nagle zachwycił się układem powstałym na podłodze – dadaiści zaakceptowali przypadek jako nowy bodziec twórczości artystycznej, nowy wyznacznik . Wróćmy już do współczesności.
DADAscalia Grzegorza Kozery, to wizualne notatki widza o spektaklu, uwagi na marginesie, na skrawku papieru – bilecie. Fragment materii, który zazwyczaj po wydarzeniu ląduje w śmietniku, tu zostaje użyty jako podstawa twórczego eksperymentu wychodzącego daleko poza ramy papierowego kolażu i jego dwuwymiarowości. Nie tylko w ten sposób bilet przechodzi proces twórczego recyklingu, ale też spektakl teatralny – zazwyczaj zamknięty w określonym miejscu i czasie zyskuje nowy wymiar pamięci. Wrażenia, poruszenia, przemyślenia, znudzenia czy zachwyty jakich doświadcza widz, znajdują swoją kontynuację w post-kolażowej formie. Realizacje te są czasem bezpośrednio i dosłownie związane z tematem teatralnej sztuki, czasem zaś oderwane i tylko drobne szczegóły zdają się nawiązywać do świata sceny. Podkreślony przez autora przedrostek DADA pisany celowo inną czcionką, ma tu istotne znaczenie sugerujące nawiązania do nakreślonego w kilku słowach artystycznego ruchu. DADAscalia są rodzajem zabawy, badaniem granic formy, pomieszanie styli, komentarzem do rzeczywistości, ironicznym połączeniem sztuki wysokiej z lichym materiałem, ale też za każdym razem wyzwaniem – jak cały teatralny świat, zmieścić w tak małej przestrzeni. Co z niej wydobyć? Odpowiedź na to pytanie, to rodzaj bezwzględnego cięcia – czasem bardzo dosłownego, rodzaj nieodwracalnego wyboru. Nie ma tu miejsca na genialne czy przeciętne oceny aktorskich kreacji, uwagi o scenografii, reżyserskie interpretacje. Spektakl zostaje sprowadzony do dominującego wrażenia czy idei, która pociąga za sobą całą resztę środków i może czasem zaskakiwać. „Nowa Warszawa” przeistacza się w kolorowy, trójwymiarowy, kubistyczny kształt. „Kontrakty kupieckie” przybierają znaną z urzędowych pism formę koperty z przeźroczystym okienkiem. Realizacja „Dziewczyn do wzięcia” przechodzi absolutną granicę kiczu, przez co staje się parodią jego samego: na bilecie zatopionym na tekturowej tacce powstawiane zostały – niczym palemki do drinków – różowe serduszka wokół których owijają się kobiece kształty w dość wyrafinowanych pozach. „Oleanna” nawiązuje do nauczania w dosłownie wkomponowanymi w bilet-harmonijkę przedmiotami do praktyki geometrii. „Portret Doriana Greya” delikatnie niepokoi tęczową gradacją kolorów na rogu papieru. „Skaza” przybiera niezliczoną ilość warstw, podobnie jak narastające w spektaklu traumy i trudności. Są też powiązania na innym poziomie. „W między nami dobrze jest” – jednoczesne reżyserskie zamiłowanie do popkultury i jej krytyka dostaje kształt kobiecego ciała z psią głową z kreskówki – połączenie tak zabawne co gorzkie. Czy wreszcie bilet „Kabaretu warszawskiego” został przylepiony do wydzierganej serwetki – nie wiadomo czy będącej bardziej nawiązaniem do konwencji, z którą reżyser flirtuje czy koncepcji czasu. Tych niewiadomych czy niedopowiedzianych jest tu zdecydowanie więcej. Wizualne tropy można czytać w dowolny sposób, na co pozwala swobodna i niezobowiązująca forma. Widzowie teatralni odnajdą tu z pewnością więcej szczegółów, a reżyserzy i reżyserki spektakli zapewne nie raz się zadziwią, ale też chyba ucieszą – czy kiedykolwiek otrzymali komentarz do własnego dzieła w formie obrazu? Nawet jeśli krytyka przecieka gdzieś z danej realizacji, raczej przybiera formę wysublimowanej abstrakcji, a przede wszystkim wieloznacznej gry w skojarzenia. Zresztą na DADAskalia należy spojrzeć jeszcze inaczej; twórcy sztuk wizualnych, poza pewnymi wyjątkami – zdają się omijać teatr szerokim łukiem, tak jakby był on oddzielną częścią artystycznej rzeczywistości. I aby nie być dłużnym, teatralny świat też za często nie odwiedza miejsc współczesnej kultury wizualnej (tu znów bierzemy w nawias wyjątki i myślimy też cicho o muzyce, tańcu i literaturze). Bilety teatralne, skrawki codzienności pojawiały się już wkomponowane w dzieła w historii sztuki, ale raczej jako dodatek niż główny temat. Rzadko się zdarza, żeby twórca wizualny poświęcił swoją pracę tak bezpośrednio i mocno teatrowi. I tu dochodzimy do konkluzji – pomimo tego, że oglądamy i widzimy autorskie wersje biletów, to przede wszystkim mówimy o doświadczeniu. O kilkudziesięciu godzinach spędzonych w teatrze; o doświadczaniu, uczestniczeniu, byciu.
Powracamy do didaskaliów – podobnie jak w teatrze są one nieobecnie obecne i oglądamy spektakl jako pewną spójną ideę czy całość, podobna wymiana obecności ma miejsce tutaj. W DADAskaliach pod ciekawą, różnorodną i zaskakującą warstwą wizualną – ze wszystkimi niuansami i szczegółami tymi wspomnianymi i tymi na które nie było miejsca, kryje się doświadczenie bycia w określonym „tam” – określonym tytułem, czasem, miejscem – nawet co do konkretnego rzędu i numeru fotela. Takie zaczepienie w przeszłości. Też osobisty pamiętnik.
Hans Richter, Dadaizm, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1983, s. 82.
|