- Moja praca dyplomowa z malarstwa składa się z trzech cyklów, które tworzą spójność. Razem z obrazami namalowanymi w ciągu ostatniego roku studiów, pokazuję też obrazy z lat poprzednich. Nie jest to przypadek. Jest to dosyć trudno zwerbalizować, ale chodziło mi mniej-więcej o to, żeby z jednej strony nie można było tego wszystkiego zakwalifikować do pewnej całości, a jednocześnie tworzyłoby to widoczną całość. Teraz, kiedy sztuka pogrążyła się w kategoryzacji i podziałach na "starą" i "współczesną", gdzie obaj rodzaje osiągnęli już swój apogeum, nie czuję, że mam ochotę należeć do żadnej z tych kategorii. W momencie, kiedy dla jednych liczy się tylko i wyłącznie bezmyślne "malowanie czegokolwiek" (bo "wszystko nadaje się do namalowania"), a dla innych tylko z góry przemyślana koncepcja (która przede wszystkim skupia się na podejściu stricte komercyjnym), czy jest sens podporządkowania się tego rodzaju myśleniu? Bo tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia, jaką formę przyjmuje dzieło artystyczne. Liczą się tylko emocje i uczucia, które wywołuje. Ludzie się bardzo boją pokazywać swoje emocje. A przez to, dzieła, które powstają, są puste, pozbawione ducha. Nie wywołują one nic poza zazdrością do sławy tego czy innego artysty. Ze sztuką zaś to nie ma nic wspólnego.

- Obrazy te maja i nie maja z góry założonej koncepcji - od samego początku nie chciałam mieć żadnej konkretnej koncepcji, w przeciwieństwie do poprzedniego cyklu "matek z dziećmi". Jak wszystko w tym życiu, była to z jednej strony decyzja a z drugiej spontaniczność. Po prostu rozpoczęłam pracę nad nimi i już, i dopiero później wyszło na wierzch czym tak naprawdę są. Tak jak pisał Matisse - najpierw coś powstaje a potem dopiero człowiek zdaje sobie sprawę, co to jest, - czyli werbalizuje. Tak naprawdę słowa są wrogami człowieka. Słowa oraz rozum, - są to obce instalacje w jego mózgu; nawet jeżeli prawdziwy artysta zdaje się najpierw przemyśleć koncepcje całego dzieła i potem ją realizuje, to nawet w tym wypadku ma najpierw wizje, - to jest "milcząca wiedza".


- Obrazy są żywymi istotami. Właśnie to podświadomie chciałam uzyskać w swoich pracach. Chciałam dlatego, że tak naprawdę dawno zapomnieliśmy, że wszystko dookoła nas jest żywe, cały wszechświat jest przesączony tajemnicą, duchem i intencją .

- Obrazy są mantrami ,w których proszę o wiele rzeczy. Jak wotywne przedmioty z muzeum etnograficznego, które widziałam dużo razy na wystawie, części ciała ze srebra - ręce, nogi, oczy, i t.d., które mogą pomoc w uzdrowieniu. Swastyka, która się znajduje w centrum obrazu, jest symbolem słońca, ruchu. W moim obrazie ma element męski, ale nie dlatego, że jest to przeważający element wszechświata. Tak naprawdę wszechświat jest zdecydowanie żeński. Tego pierwiastku w nim jest najwięcej.

- Obrazy mają przekazywać treść a jednocześnie mają wprowadzać odbiorcę w stan absolutnej ambiwalencji co do treści w nich zawartej. Mają być z jednej strony pełne treści, a z drugiej, wszystkie razem wzięte mają uniemożliwić człowiekowi, który je ogląda, poważną kontemplacje historii w nich ukazanych. Dlatego właśnie chciałam, żeby były powieszone nierówno. Wszystko to dlatego, że z jednej strony przerastają mnie już oraz bardzo nudzą te dwa główne "nurty" w sztuce, którą na ogół teraz widzimy, - m.in. tak zwana sztuka dla sztuki i neo-awangarda. Jedno i drugie zdaję się być zapętlone samo w sobie. To się nazywa "dead end". Jedno porosło niesamowitą warstwą patosu i głupoty, drugie zaś totalnie pogrążyło się w tak zwanym anty-patosie co daje możliwość niektórym ludziom nazywać siebie artystami kiedy tak naprawdę tak nie jest, gdyż bowiem są oni najczęściej młodymi oraz bardzo sprytnymi osobami, które pragną tylko sławy i pieniędzy. Sztuka dla nich to sprawa drugorzędna. Co najmniej. Jak powiedziała Diamanda Galas w jednym z wywiadów: "teraz wystarczy że ktoś weźmie i zamaluje płótno na żółto i powie, że to żółtaczka. I nikt nie będzie mógł tego podważyć." To właśnie jest skutek uboczny anty patosu, który dużo lat temu miał absolutną racje bytu. Neo awangarda ma też skłonności do fałszywego uzasadnienia czegokolwiek oraz do globalnej komercjalizacji sztuki, hyper-komercjalizacji. Ale sztuka "stara", tradycyjna, robi to samo, podając swoje tak zwane umiejętności za głębokie przemyślenia, chociaż w gruncie rzeczy odwala te wszystkie "wyszukane" kolory z prędkością światła i w ilościach również kosmicznych.
Poza tym, podświadomie chciałam żeby obrazy wytrącali człowieka z równowagi, - żeby on pogubił się, co to jest. Żeby zaczął zadawać sobie pytania. Szamani nazywają to "rozbijaniem lustra własnej wyobraźni o sobie". Za zwyczaj było dwóch nauczycieli-szamanów, - jeden nazywał się Tonal (był on pomocnikiem głównego nauczyciela) i był ucieleśnieniem tego, co szamani nazywają Tonalem - światem materialnym, który jest formą dla niezliczonej liczby światów abstrakcji. Drugi zaś nazywał się Nagual i był ucieleśnieniem niezliczonej ilości wszechświatów, które istnieją zawsze i nigdy, które są nieosiągalne a jednak są zawsze gdzieś obok nas a raczej w nas. Obaj nauczyciele szeptali do uszu swoich podopiecznych, po przez co osiągali efekt dualności. Powstawała w ten sposób tak zwana szczelina, przez którą można przejść w świat abstrakcji/świat Naguala. Szczelina jest bardzo istotnym pojęciem, zwłaszcza w sztuce, która jest prawdziwym domem abstrakcji w głębszym pojęciu. Każdy kto cokolwiek osiągnął w tej dziedzinie, chcąc czy nie chcąc, musiał przejść przez otworzone przez nią drzwi. Czy to grunt geograficzny, psychiczny, socjalny, mentalny czy jakikolwiek inny, szczelina zawsze daję o sobie znać temu, kto ma zamiar pogrążyć się w nieskończoność. Tylko od mocy osobistej danego artysty zależy, jak daleko zaprowadzi go ta ścieżka. Artysta nie może mieć szansy na to, żeby się czegokolwiek trzymać w tym świecie ludzi. Im mniej będzie on kreował dla siebie model/wzorzec istnienia, tym więcej ma szans na to, żeby jak najdłużej utrzymać się na ścieżce Naguala.


- Obrazy są o tyle old schoolowe/staromodne o ile nowoczesne właśnie z tego samego powodu. Podświadomie chciałam żeby nie można było je wcisnąć w jakiekolwiek limity.

- Obrazy są o tyle różniące się od siebie o ile bardzo do siebie podobne. Było to najwidoczniej też podświadomym założeniem, żeby spróbować przecisnąć się pomiędzy "starym" malarstwem, w którym trzeba się ciągle rozwijać, a "nowym" ale już też starzejącym się malarstwem, gdzie można sobie pozwolić na to, żeby cały czas robić to samo, jak Ad Reinhardt, na przykład. I jedno i drugie ma racje bytu, ale nie dziś.

- Obrazy nie mają odpowiadać na pytania, tylko je zadawać. Lars von Trier powiedział tak o swoich filmach. Ja mówię tak o sztuce w ogóle. Odpowiedzi prowadzą do sytuacji radykalnych, w ten czy inny sposób. Czy to wojna czy rewolucja, działanie jako takie zawsze doprowadza do anty-działania i tak w kółko. Nic poza wyczerpaniem energii z tego nie powstaje. Działanie jest udziałem zwierząt. Nie-działanie jest udziałem ludzi. Jeżeli zaś działanie jest nie-działaniem, to ma ono racje bytu.

- Obrazy mają w sobie pierwiastek dziecinnego głupiego kiczu. Nie mogą one być tak "poważnie" traktowane jak obrazy starej "sztuki dla sztuki". Chciałabym żeby rozbijało się lustro dmuchanego jak bańka mydlana patosu starej sztuki.

- Obrazy są ekspresyjne. Ekspresja dla mnie jest przede wszystkim szczerością i własnym doświadczeniem. Obrazy powstały z mojego własnego ciała, bo wszystko inne nie jest prawdą. Możemy wierzyć tylko w to, czego doświadczyliśmy sami. Właśnie dlatego chciałabym, żeby te obrazy były traktowane jak najbardziej poważnie. Są one żywymi istotami, które odczuwają tak samo jak prawdziwi ludzie, mogą się obrazić, mogą się też ucieszyć. Włożyłam w nie całą siebie. Nie zazdroszczę tym osobom, które potraktują je w nieodpowiedni sposób.



- Obrazy są zdecydowanie niekonsekwentne, ale ponieważ taka najprawdopodobniej była intencja, to można by powiedzieć, że są one przemyślane. "Przede wszystkim wojownik musi wiedzieć o tym, że żadne jego działania nie mają żadnego sensu, ale on musi wykonywać je tak, jakby on o tym nie wiedział. To jest kontrolowany kaprys/głupota. "Nic nie ma wielkiego znaczenia, dlatego wojownik po prostu wybiera jakiekolwiek działanie i robi go. Ale robi w taki sposób jakby ono miało znaczenie. Jego kontrolowany kaprys zmusza go do tego, żeby mówić, że wszystko co robi jest strasznie ważne. Ale tak naprawdę on bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że nic nie ma żadnego sensu. Więc, kończąc działanie, wojownik powraca do stanu pokoju i harmonii. Czy jego działanie było złym czy dobrym, czy udało się go zrealizować czy nie, - jest mu wszystko jedno." "Wojownik może wcale nie robić nic. Wtedy on zachowuje się tak, jakby taka właśnie pasywność rzeczywiście miała dla niego sens. W tym wypadku on też ma rację, bo to też jest kaprys kontrolowany."

- Kluczowym punktem w obrazach jest śmierć. "Celem czarowników jest osiągnięcie stanu całkowitej świadomości, w którym mogliby doznać wszystkich wrażeń dostępnych człowiekowi. Taki stan może być alternatywnym rozwiązaniem wobec śmierci." Bo tak naprawdę liczy się tylko to, czy wykorzystamy ten dar, który dostaliśmy w chwili narodzin, - dar zachowania świadomości po śmierci.

- Obrazy są nie zupełnie obrazami, - to są istoty międzygatunkowe.
Po części są filmami: "Battle in Heaven" jest poświęcony filmowi Carlosa Reygadasa. Użyłam tak samo tekstów z filmów Davida Lyncha, Noe, etc. Chciałam zostać reżyserem filmów, ale nie jestem.
Po części są ubraniami lub dekoracjami: używam elementów z kolekcji Undercover, etc. Od dziecka chciałam zostać projektantką mody, ale nie jestem.
Po części są składnikami stron internetowych. Prawie każdy cykl prac widzę w ekranie monioru. Za zwyczaj zaczynając cykl, wyobrażam go sobie też jako projekt wirtualny.
Po części są muzyką: "Hiroshima" - to piosenka Sandry, etc. Chciałabym być muzykiem, ale nie jestem.
To wszystko nie jest przypadek. Na przykład Mick Karn, najwybitniejszy basista, mówi, że zawsze chciał być solowym gitarzystą. Akurat zdarzyło się tak, że nie było w zespole basisty, więc nauczył się gry na basie. Ale zrobił to w taki sposób, że właśnie brzmienie jego gitary basowej jest prowadzące.
Dzieje się tak dlatego, że intensywność niektórych ludzi jest inna, niż u większości. To oznacza, że wszystko w ich umysłach rozwija się na tyle intensywnie, że nie będą oni potrafiły zatrzymać się na zwyczajnym powiedzeniu sobie "musi być tak a nie inaczej", bo ich intencja zawsze będzie miała kontynuację takiej wypowiedzi. Więc próbują oni zatrzymać swój dialog wewnętrzny, bo on prowadzi do nikąd. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy coś jest "dobre" lub "złe", preferują koncentrować się na tym, co jest tu i teraz, i wydawałoby się, że nie podejmują oni żadnego działania, ale nie do końca tak jest. Kondensacja energii w tym momencie osiąga apogeum i człowiek jakby odpuszcza tą uzdę, która do tej pory trzymała go w unieruchomieniu. "Wiesz co to jest jazda bez trzymanki?" - pyta się jeden z bohaterów Chuck'a Polahniuk'a w filmie "Fight Club". "Odpuść sobie, odpuść kierownicę!"
Więc w momencie kiedy artysta osiąga ten próg, to zaczyna nie-działać. Jeżeli zaś on nie działa, to nie próbuje szukać niewiadomo jakich środków realizacji projektu. Wszystko jest tu i teraz. I nawet jeżeli artysta nie wie jak zrealizować swój projekt, to najważniejszym dla niego zawsze jest tylko jego świat wewnętrzny - Nagual.
- A więc, liczy się nie tylko dzieło jako takie, ale też nie-działanie jako takie, - czyli liczy się sama osobowość artysty. Bowiem może on w ogóle nie podejmować żadnego działania, - w tym wypadku też będzie miał rację.




- Obrazy opowiadają same za siebie, a jednocześnie muszą mieć w dołączeniu to, co ja o nich powiem. Bo dopiero wtedy nabierają spójności.

- Obrazy zawierają elementy zarówno awangardowe jak i klasyczne, zarówno abstrakcyjne jak i figuratywne, zarówno romantyczne jak i codzienne, zarówno cielesne jak i anty cielesne, zarówno prymitywne jak i wyrafinowane, i tak dalej. Dzieje się tak dlatego, że to, co robię, jest zwierciadłem mojej struktury energetycznej. Szamani uważają, że istnieje 4 rodzaje ludzkich temperamentów - w zależności od struktury energetycznej. Umownie mają one nazwy stron świata. Nagualowie mają w sobie wszystkie 4 rodzaje energii. Dlatego właśnie to, co robię, jest takie jakie jest.
Wszystkie poprzeczki, do tej pory istniejące w kulturze europejskiej, dotyczące artystów, zmieniły się. Sam talent nie jest już wystarczający. Liczy się świadomość, którą artysta posiada.
Pewien szaman opowiadał o generałach z czasów starożytnego Rzymu. "Kiedy wracali do domu opromienieni chwałą zwycięzców, na ich cześć organizowano gigantyczne parady. Zwycięzcy generałowie jeździli w swych wojennych rydwanach, demonstrując skarby, które zdobyli, i pokonanych przeciwników, których zamienili w swych niewolników. Obok nich zawsze siedział niewolnik, którego zadaniem było szeptanie im do ucha, że sława i chwała nie trwają długo. Jeśli odnosimy na jakimś polu zwycięstwa, nie mamy nikogo, kto szeptałby nam do ucha, że nasze zwycięstwa są ulotne. I tu właśnie czarownicy są górą; jako istoty zdążające ku śmierci mają kogoś, kto szepta im do ucha, że wszystko jest efemerydą. Tym kimś jest śmierć, doradca, który cię nigdy nie zawiedzie, jedyny, który nigdy cię nie okłamie."

Podsumowanie:

Ekspresyjno-uspokojone-kiczowo-poważne-staromodno-nowoczesne-konceptualno-anty-konceptualne-hardcorowo-tradycyjne-romantyczno-codzienne-magiczno-banalne-zwyczajno-szamańskie...ale ponieważ nie lubię za bardzo tego słowa w tej chwili, to powiedziałabym nagualistyczne. Jest to zdecydowanie malarstwo nagualistyczne. Lub, co nawet bardziej mi odpowiada, malarstwo głupoty kontrolowanej.

wszelkie prawa zastrzeżone . wizytująca galeria . PL-01-244 Warszawa . ul. bema 65
e-mail: bema65@tugaleria.pl, tel:+48 602 489 583

 

Opiekę prawną nad działalnością Galerii sprawuje:

Patron galerii: