Basia Bańda i Ryszard Grzyb

prace   /   teksty   /   bio  /   wernisaż

Zwierzęta

”Dlaczego zwierzęta?” – pyta retorycznie Ryszard Grzyb. I odpowiada pytaniem na pytanie: „Dlaczego nie?”. 
Dlaczego nie malować zwierząt? Istnieją niezliczone powody je przedstawiać. Powody pierwotne i motywacje nowoczesne, alegoryczne i formalne, świadome i podświadome, emocjonalne i racjonalne, powody etyczne, a także, last but not least, czysto malarskie. 
Niektóre z tych powodów ujawniają się na wspólnej wystawie Basi Bańdy i Ryszarda Grzyba.
Ryszard Grzyb był jednym z pierwszoplanowych bohaterów polskiego frontu neoekspresjonistycznego renesansu malarstwa, który w latach 80. ogarnął świat sztuki. Bywał wówczas w swoim obrazowaniu gwałtowny, a nawet brutalny. Dziś w jego malarstwie wściekłość zastąpiła afirmacja – dla samego malowania, dla przedmiotu malowania, dla koloru i dla życia. Dzikość jednak pozostała; wyrafinowanie wyklucza prymitywizm, ale już z pierwotnych energii, artysta czerpie pełnymi garściami podobnie jak czynili to moderniści, od ekspresjonistów po Dubuffeta.
Basia Bańda jest poniekąd rówieśniczką Nowej Ekspresji; urodziła się w tym samym czasie, w którym krystalizował się ten nurt, tak bliski Grzybowi. Debiut Bańdy przypadł na lata dwutysięczne; była to dekada młodych artystów, epoka szybkich karier. Basia Bańda została bohaterką jednej z takich success stories. Należy do generacji, której przypisano „zmęczenie rzeczywistością”. Tym terminem krytyk Jakub Banasiak, nazywał narastający pod koniec pierwszej dekady XXI wieku opór młodych artystów przed wymogiem nieustannej krytycznej czujności i obowiązkowej obecności w debacie publicznej. Niektórzy zaczęli domagać się prawa do introspekcji, a nawet fantazji. Basia Bańda jest artystka, które prawa te egzekwuje w wyjątkowo interesujący sposób.
Dwoje artystów dzieli dystans solidnego pokolenia; reprezentują odmienne filozofie malarskie.  Jeżeli w kategoriach genderowych twórczość Bańdy można opisać jako ostentacyjnie kobiecą, to Ryszard Grzyb uosabiałby zasadę malarstwa męskiego. Jego malarstwo jest ekstrawertyczne; sztuką Bańdy rządzi zasada introwersji. Jej spotkanie z Grzybem można opisać w poetyce protokołu rozbieżności. Artyści zgadzają się jednak co do zwierząt. One wyznaczają zatem grunt na którym dochodzi do spotkania dwojga malarzy; to grunt bestiarium. Przy wszystkich różnicach, oboje są animalistami; wspólna wystawa układa się w rodzaj montażu dwóch osobistych bestiariuszy.
Spotkanie Bańdy i Grzyba pełne jest zatem zwierzęcości, a nawet potworności, a także groteski; stworzeń przerysowanych, hybrydalnych, wyolbrzymionych, totemicznych, emblematycznych. Groteska jest nieodzowna, to przez nią widzie najkrótsza droga do dotknięcia nagiego życia, w całej jego biologicznej witalności, monstrualności, pięknie i grozie. W całej tej historii nie chodzi bowiem o alegorie, symbole i nawet nie o znaczenia, choć ich możliwość, urealniona przez zwierzęce motywy, wisi cały czas w powietrzu i sprzyja odbiorowi obrazów, spowijając je w sieci skojarzeń. Ba, nie chodzi tu o zwierzęta. Te ostatnie reprezentują samą zasadę życia, które w pracach Basi Bańdy jest tajemnicze, niebezpieczne i fascynujące, a u Grzyba witalne i gwałtownie afirmowane. Prawdziwym bohaterem tej wystawy jest żywe malarstwo – obrazy ożywione przez przedstawione na nich zwierzęta.

Stach Szabłowski